Noc zastała nas niestety (?) w górach. Właściwie, to takie "planowane" biwakowanie niewiadomo gdzie i kiedy. Cóż, robi się ciemno, nogi odmawiają posłuszeństwa po całodziennej wędrówce, należałoby gdzieś odpocząć. Wybór pada na okoliczną kosówkę, takie zaciszne miejsce, schowani przed wiatrem wskakujemy do śpiworów. Jak się okazało szczęśliwie wiatr hulał w naszą stronę a nie w przeciwną. Noc, gwiazdy - droga mleczna, nieco pózniej piękny księżyc. Nagle coś mnie budzi, myślę - coś mi sie przyśniło. Ale po chwili słyszę coś znowu. Pytam kolegi czy słyszał. Tak, tak to na pewno jelenie. Przyjąłem to do wiadomości. Ale i tak co chwilę jak surokatka wychylałem się i nasłuchiwałem. Po jakimś czasie przyzwyczajam się i zasypiam. Od czasu do czasu lekko przebudzony nasłuchuję ale wszystko wydaje się ok. Ale przychodzi moment, że dźwięki są jakieś inne. Słychać wyraźnie pomrukiwanie, tp z lewej to z prawej. To raczej nie jelenie. Skończyło się w miarę spokojne spanie. Jakoś dotrwaliśmy do 5 rano. Wstajemy, kolega smignął na boczek za lekką potrzebą. Po chwili wraca i mówi, że cięższą potrzebę niedaleko nas załatwiło, spore na pewno kudłate stworzenie. Uf, całe szczęście, że wiaterek powiewał w naszą stronę, że nie wywąchało nas jakieś spore, na pewno kudłate stworzenie.